Skąd brać motywację? Jak sprawić żeby się chciało kiedy się nie chce? Jak to zrobić żeby tym razem nie odpuścić? Jak się zmotywować do ćwiczeń, do wyjścia na dwór w paskudny zimny, ciemny dzień? Jak zrobić z treningu priorytet i rozłożyć matę do ćwiczeń w domu kiedy dzieci biegają wkoło i wiecznie czegoś chcą? Jak się zmotywować?
Ludzie mówią do mnie, że mam motywację, że jestem bardzo zdeterminowana, bywam ponadprzeciętnie uparta i nie odpuszczam sobie nawet kiedy naprawdę mogłabym i nikt złego słowa by nie powiedział. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że jestem superwoman, a nawet, że moje wpisy o formie mogą zdołować „zwykłe” kobiety, które walczą z nadwagą i lenistwem. Tylko że ja nie jestem nadczłowiekiem, jestem również „zwykłą” kobietą (choć wolę mówić, że każda z nas jest niezwykła; z resztą nie tylko kobieta, każdy człowiek po prostu). Owszem, stoi za mną ponad 20 lat aktywności fizycznej, jestem trenerką i z tych powodów jest mi na pewno łatwiej choćby rozłożyć tą matę do ćwiczeń, bo przez te wszystkie lata zwyczajnie weszło mi to w krew. Trening jest integralną częścią mojego życia, nie kwestionuję go, po prostu na każdym etapie życia go robię dostosowując do aktualnych możliwości. Nie ma nic niezwykłego w tym, że 10 dni po porodzie robię proste ćwiczenia, które mają mi przywrócić sprawność. Nie powinno być w tym nic dziwnego dla nikogo, bo chyba każdy chyba chciałby być w pełni sprawny, prawda?
A jednak. Niby każdy „by chciał”, ale w teorii. Większość nie poćwiczy, nie ruszy się, nie wyjdzie naprzeciw lenistwu, a czasem bólowi i nie będzie walczyć o każdy ruch ze łzami w oczach. Większość powie „bo ty masz łatwiej”, „ja nie dam rady bo…” Większość będzie szukać wymówek i je znajdzie. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej. Bo nie ma motywacji.
Motywacja do ćwiczeń – co to jest?
Pytanie z gatunku tych, na które każdy ma oczywistą odpowiedź. Ale tylko w teorii. W teorii każdy jest mistrzem. Z praktyką gorzej. Motywacja do ćwiczeń to coś, co sprawia, że mimo wielu czasem przeszkód podejmujemy się treningu. Tak ja definiuję motywację. Nie sztuką jest bowiem ćwiczyć mając idealny scenariusz – mnóstwo wolnego czasu, mnóstwo energii po 8 godzinach snu, zdrowym śniadaniu, w trakcie urlopu kiedy nic innego nie trzeba robić itd. Sztuką jest poćwiczyć kiedy nie mamy tego wszystkiego! Kiedy chodzimy niedospani, kiedy mamy na głowie tysiąc spraw niecierpiących zwłoki, kiedy ogarniamy pracę, dom, dzieci i diabli jeszcze wiedzą co. Wtedy trening zaczyna być prawdziwym wyzwaniem i bez motywacji zwyczajnie nie da się go zrobić. Dlatego owo COŚ jest tak ważne. Pozostaje tylko pytanie CO jest Twoją motywacją?
Tak, motywacja jest rzeczą tak indywidualną, że założenie iż każdego będzie motywowało to samo jest zwyczajnie skazane na porażkę. Jednych motywują like’i na mediach społecznościowych, innych grupa treningowa, wielu chęć schudnięcia, jeszcze innych wpisane w kalendarz zawody sportowe i nadzieja spełniania marzenia o zostaniu np. maratończykiem (choć ta motywacja zburzyła niejednemu plan treningowy w dobie trwającej pandemii…). Ważne, żeby MOTYWACJA DO ĆWICZEŃ była Twoja. To Ty musisz mieć swój cel i tego chcieć. Dla siebie, nie dla innych choć miewam podopiecznych, którzy chcą poprawić kondycję „dla swoich najbliższych” żeby za jakiś czas nie stać się dla nich ciężarem. Bardzo pragmatyczne i dojrzałe podejście, na które mało kogo stać…
Dlaczego chcesz poprawić formę?
Pierwszym pytaniem jakie warto sobie zadać planując podjęcie regularnego treningu jest – DLACZEGO CHCĘ ĆWICZYĆ? Najczęstszą odpowiedzią jest – bo chcę schudnąć i poprawić formę. Świetnie. Będę drążyć dalej – dlaczego to dla Ciebie ważne? Chcesz wyglądać lepiej? Czuć się lepiej? Wejść bez zadyszki na któreś piętro? Przebiec maraton (dlaczego?) Chcesz się bardziej podobać sobie, a może komuś (lepiej zacznij od siebie :))? Zadaj sobie to pytanie – DLACZEGO CHCESZ POPRAWIĆ FORMĘ? I odpowiedz na nie szczerze. Jeśli naprawdę Ty tego chcesz to uwierz mi, że jesteś w stanie to zrobić. Naprawdę! Bez względu na to czy jesteś kobietą zmagającą się z nadwagą po porodzie, czy mężczyzną z „brzuchem piwnym”, który zwyczajnie się zapuścił przez siedzącą pracę, czy młodą kobietą, która dotychczas szczuplutka mogła zjeść każdą ilość fastfoodu i była jak trzcina aż nagle nie wiadomo kiedy przybrała tu i tam (tak, metabolizm zwalnia wraz z wiekiem i często szczuplaki stają się kobietami w średnim wieku z nadwagą). Jeśli realnie CHCESZ schudnąć, poprawić kondycję czy spróbować swoich sił w jakimś sporcie – możesz to zrobić.
„Ty masz łatwiej”… Czyżby?
Nie jestem w niczym lepsza. Też kiedyś zaczynałam. Też nie miałam kondycji. Też miałam nadwagę. Zaczynałam biec i po kilku minutach byłam przekonana, że umrę z wyczerpania. Byłam pewna, że bieganie nie jest dla mnie. Byłam pewna, że nie dam rady schudnąć. Próbowałam diet i głodówek. Czułam się słaba i do niczego. Byłam pewna, że nigdy nie dam rady pobiec szybciej. Później byłam pewna, że triathlon nie jest dla mnie. Przecież nie umiałam pływać kraulem! Ani nie jeździłam na rowerze. Ani trochę. Jeśli więc nawet okazjonalnie wsiadasz na dwa kółka jesteś w lepszej sytuacji niż ja kiedy zaczynałam. Serio. Jesteś w lepszej sytuacji niż wiele innych osób, które kiedyś zaczynały!
Czy teraz mi łatwiej? Mając przyzwyczajenie do treningu może łatwiej o motywację. Ale to wcale nie tak, że robię to bez wysiłku! Jestem trenerką więc muszę być w formie – presja bywa ogromna (pewnie nie pomyślałeś o tym ;)). Ale jestem też „zwykłą” kobietą, która musi sprostać codziennym obowiązkom. Pracuję. Gotuję. Mam dwoje dzieci – drugie dopiero co się urodziło. I jeśli ktoś myśli, że „jest wysportowana” to jej łatwiej to jest w błędzie. Bywa mi tak samo ciężko. Zarywam noce, jestem po operacyjnym porodzie, boli mnie brzuch jak jasna cholera, mam przerwę w treningach i będzie mi bardzo trudno wrócić do formy jaką miałam przed ciążą – triathlonowej, startowej, trenerskiej. Do zwykłej sprawności pewnie wrócę dość szybko – bo mam tą przewagę, że nie przytyłam dużo, byłam aktywna, mam pamięć mięśniową. Ale moje oczekiwania wobec siebie sięgają dużo dalej niż zwykła codzienna sprawność. Zatem założenie, że „mam łatwiej” jest kompletnie błędne. Też miewam słabości, miewam łzy w oczach, chwile zwątpienia. Też poszukuję codziennych motywacji żeby mi się chciało kiedy mi się nie chce. Tak samo jak Ty.
Motywacja na codzień
Jeśli już poznasz swoją główną, wewnętrzną motywację (odpowiadając sobie szczerze na pytanie DLACZEGO) możesz zacząć myśleć o dodatkowej motywacji do ćwiczeń na codzień. Pomysłów jest sporo – wybierz te, które pasują do Ciebie i faktycznie pomagają Ci się zmobilizować do „zaliczenia” treningu. Pare przykładów motywacji „ad hock”:
- Treningi z trenerem – wiele osób potrzebuje mieć tzw. bat nad D czyli kogoś kto mówi co i kiedy robić. Płacisz za porady trenera – ćwiczysz. To naprawdę działa. Nie mówiąc o tym, że dobry trener pomoże Ci trenować bez szkody dla Twojego zdrowia – motywując do sięgania po więcej, ale też z rozsądkiem. Niema bowiem nic bardziej deprymującego niż zapał do ćwiczeń ostudzony przez kontuzję, której można było zapobiec prawidłowo wykonując ćwiczenia. Zapraszam do współpracy 🙂
- Treningi w grupie – z jednej strony ryzykowne, bo forma poszczególnych osób w grupie może być inna niż twoja i próba dogonienia znajomych może skończyć się przetrenowaniem, urazem lub spadkiem motywacji jeśli mijają tygodnie, a ty nie możesz sprostać. Z drugiej strony ćwiczenia w grupie wzmacniają motywację, przynależność każe stawić się na treningu.
- System nagród długofalowych – na niektórych działa obiecana nagroda po wykonaniu jakiegoś planu np. po 2 miesiącach regularnych ćwiczeń kupują sobie nowy strój czy coś innego, co chcieli nabyć. Jeśli działa na Ciebie – stosuj.
- Nagroda po treningu – na niektórych taka krótkotrwała motywacja działa najlepiej. Nie chce się wyjść na dwór na trening, ale wiesz, że po treningu czeka na ciebie gorąca herbata z miodem i ulubiony film na kanapie. Uważaj tylko żeby tą nagrodą nie były sterty słodyczy (jeśli się odchudzasz). Jeśli masz prawidłową wagę i trenujesz dla kondycji nic się nie stanie jeśli nagrodą po treningu będzie ulubiona przekąska np. kawałek ciasta.
Na koniec, jeszcze raz – pamiętaj, że KAŻDY KIEDYŚ ZACZYNAŁ. Każdy ma chwile zwątpienia (nawet jeśli widzisz sam uśmiech na fotkach na instagramie). I każdy może osiągnąć dużo więcej niż mu się wydaje. Ty też! Wsłuchaj się w siebie, w to czego TY chcesz. Zrób plan (lub oddaj się w ręce specjalisty). Trenuj z głową. Pamiętaj, że LICZY SIĘ KAŻDY NAJMNIEJSZY NAWET KROK. Możesz osiągnąć swój cel.
#NIEMANIEMOGE